środa, 30 października 2013

Scull.

Wczoraj wpadła mi w oko kolekcja halloweenowa Zara Home.
I wypaść nie chce.
W tym roku nie rozwinęłam się za bardzo z dekoracjami...ale te czaszki..strasznie stylowe.   Coś czuję, że w przyszłym roku będzie tak:
Dynie baby boo, zamknięte w pięknym kloszu, ciężki świeczniki i taka piękna czacha.
Hmmm.
Wydaje mi się, że widziałam taką czaszkę u Dagi z My House Of Ideas.
Idę podziwiać.

 







zarahome.com


 zdjęcia: blog.suprette.co.nz, honeypielivingetc.blogspot.ro, lamaisondanag.blogspot.fr, lily.fi, mialinnman.blogspot.com, thenextmoss.tumbrl.com

wtorek, 29 października 2013

Jakie to proste. Czytamy.

Już dawno nie zaglądałam do żadnej książki.
Na łamach bloga oczywiście, bo przy łóżku piętrzą mi się stosy jeszcze nie przeczytanych, budzące we mnie wyrzuty sumienia i lekkie rozżalenie, że nie mam ostatnio czasu zapaść się w lekturze na kilka godzin, tylko tak sobie podczytuję po stronce.
Mimo wszystko pokusiłam się o jeszcze jedną książkę, bo zbiegła się z moimi ostatnimi przemyśleniami  i działaniami.
A mianowicie maniakalnie pozbywam się zbędnych przedmiotów. Nie jest takie łatwie, decyzje często bolesne i odkładane w czasie, ale powoli, powoli porządkuję przestrzeń.
I mam wrażenie, że jakoś tak trochę łatwiej się oddycha.
Książka, którą znalazłam to "Sztuka minimalizmu" Dominique Loreau.
Autorka ma na swoim koncie jeszcze inne pokrewne tytuły: "Sztuka prostoty", "Sztuka sprzątania", "Sztuka planowania".
Z przyjemnością zajrzę do tej pierwszej, przynajmniej żeby sprawdzić, czy nie jest to bezwartościowy poradnik, jakich miliony na rynku.









Co myślicie o takiej minimalistycznej filozofii?
W mnie biją się dwie natury - z jednej strony cenię sobie taką ascetyczną estetykę, z drugiej zawsze szukam jednak przytulności, klimatu i jakąś małą kokardkę z zawijaskiem zawsze wcisnę;)
Ale czy minimalny zawsze musi oznaczać chłodny? i nieprzytulny?


zdjęcia: empik.com, an-echo-a-stain.tumbrl.com, buynothingnewforayear.com, expencivelife.tumbrl.com, tarafirmatumbrl.com, flickr.com

niedziela, 27 października 2013

KRZESŁA IKONY No 2. Ale jajo.


Dzisiaj z zadyszką, bo właśnie wróciłam z Łodzi - padam na nos po całym dniu zwiedzania Łódź Design Festival.
Ale ale... zanim o festiwalu, to chwila dla ikony z Mac Donald'sa;)
Tak tak.
Na dobre zakończenie weekendu the Egg Chair - absolutnie ponadczasowy projekt Arne Jacobsena.
Taki sobie zwykły fotel zaprojektowany w 1958 roku ... dla Hotelu Radisson SAS w Kopenhadze.




zdjęcia: blissfulbblog.com, tumbrl.com, theplumednest.com


W pierwszej chwili trochę mnie rozczarowała ta wiadomość, podobnie jak ta, że Egg Chair był wykorzystany jako krzesło w pokoju zwierzeń w pierwszej serii Big Brothera w Wielkiej Brytanii i jako element wystroju londyńskich Mac Donaldów. Takie dzieło w takich okolicznościach???

Ale po dłuższej chwili stwierdzam, że jednak się na to zgadzam. Bo gdzie ma być piękna sztuka użytkowa, jak nie wśród ludzi i dla nich...

To tak na fali dzisiejszych przemyśleń po ŁDF.
Jestem zachwycona, oszołomiona i chciałabym jeszcze, ale na litość boską...dlaczego prawie niczego nie można było dotknąć?
Mam w związku z tym spory niedosyt, bo moje dziecko chciało dotykać wszystkiego (pokolenie przyzwyczajone do interaktywnych ekspozycji), więc musiałam pilnować i siebie i jej;)










piątek, 25 października 2013

Oliwikowe urodzinki.


Dzisiaj kilka migawek z przygotowań i urodzinek Oliwki, które odbyły się w zeszłą niedzielę.
Dużo czasu i wysiłku włożyłyśmy w  wymyślanie dekoracji i przygotowania.
Jedno było pewne - mają być konie.
I w zasadzie po tym wszystkim nie wiem, co sprawiło mi większą przyjemność: dekorowanie, czy samo przyjęcie.
A najlepszą nagrodą była pogoda, która sprawiła, że urodziny w stajni zmieniły się w beztroski rodzinny piknik  w promieniach prawie wiosennego słońca przy ognisku i na konikach.













wtorek, 22 października 2013

Baby shower.


Ostatni weekend to dwa bardzo ważne wydarzenia, które zaabsorbowały mnie tak, ze straciłam poczucie czasu i głowę.
 

Trafiłam do "komitetów" dekoratorskich ;) dwóch ważnych wydarzeń: urodzin mojej córci i baby shower dla mojej baaardzo dobrej znajomej.
Dzisiaj chciałbym Wam pokazać kilka drobiazgów, które zabrałam ze sobą na baby shower. Nie wszystkie zdążyłam uwiecznić. Razem z moją przezdolną przyjaciółką, która wyczarowuje boskie słodkości przygotowałyśmy dekoracje i smakołyki. Ja przez pół nocy składałam pompony, przygotowywałam bannerki, Ania upiekła tort i mini lizaczki, których głównym elementem były małe stópki.
Nie przeszkadzało mi zmęczenie ani to, że spałam łącznie kilka godzin - zrobiłam to naprawdę z wypiekami na policzkach. Uwielbiam to:)










piątek, 18 października 2013

Przepis na boską a raczej hinduską herbatę.

Nadchodzi kolejny weekend.
Mój będzie dosyć pracowity i aktywny, ale na pewno znajdę chwilę na małe leniuchowanie z kubkiem herbaty i książką. 
Ostatnio odkrywam uroki herbaty.
Kiedyś mogła dla mnie nie istnieć a teraz zaczynam powoli doceniać herbaciany rytuał.
Między innymi dzięki mojej hinduskiej przyjaciółce, która nauczyła mnie przyrządzać wyjątkową, zdecydowanie moją ukochaną, herbatę - z kardamonem i imbirem.
Chciałabym się podzielić z Wami przepisem, bo wydaje mi się wymarzona na taki jesienny weekend.


Herbata Deepy: 
Tę herbatę przyrządzamy w garnku. Tak tak! 
Do garnka wlewamy wodę, gotujemy. Następnie dodajemy czarną herbatę (liście), kilka ziaren kardamonu (uwaga wcześniej delikatnie je rozbijamy - to uwolni aromat) i pokrojone w plasterki kawałki obranego ze skórki imbiru.
Na sam koniec wlewamy mleko i oczywiście, nie zapominajmy o cukrze - to przecież hinduski przepis;) Ja, żeby było troszkę zdrowiej słodzę cukrem trzcinowym.
Wszystko zagotowujemy.
I voila!
Pyszna, aromatyczna, gorąca herbata gotowa.
Ja przygotowuję od razu cały dzbanek i trwam przy niej przez cały wieczór. 
Mam nadzieję, że Wam posmakuje.

PS> Nie podaję proporcji, bo herbata powstaje oczywiście "na oko";) Jestem pewna, że szybko znajdziecie swój smak.

Miłego weekendu:)

zdjęcia: niezawodny pinterest, bo moje nie wyszły tak, jakbym sobie tego życzyła.





niedziela, 13 października 2013

Piękny brzydal.

 Wcale nie wiem, czy mi się podoba, czy nie.


Ma w sobie jednak coś elektryzującego, przyciągającego. Kojarzy mi się trochę z pięknymi brzydalami - mężczyznami, którzy nie grzeszą urodą a mdleje na ich widok cała (no prawie cała) żeńska część tego globu np. taki Javier Bardem, czy Daniel Craig. Hmm...
To krzesełko ma w sobie coś, co sprawia, że ciągle do niego wracam.
No i - co niewątpliwie jest lepszą rekomendacją - wraca do niego cały świat.
Z pewnością nie pozostawia nikogo obojętnym.
TOLIX.
Ikona industrialnego designu.



Podobnie, jak poprzednie krzesło, które pokazałam, Tolix powstał dzięki rewolucyjnemu wynalazkowi. Tym razem była to odkryta przez Xaviera Paucharda metoda galwanizacji stali poprzez cynkowanie (1907), co skutecznie zabezpieczało ją przed rdzewieniem i sprawiało, że była wyjątkowo praktyczna w użytkowaniu. Tolix z Thonetem łączy też kawiarniana przeszłość. Tolix powstał w odpowiedzi na potrzeby przemysłu gastronomicznego - krzesła były łatwe w utrzymaniu (mogły być wykorzystywane w ogródkach kawiarnianych):



 
Pozwalały też na optymalizację przestrzeni - dzięki możliwości  "wieżowego" ich składowania.



Tak wiec oto, w 1927 roku zarejestrowany został znak towarowy TOLIX, dając początek pięknej historii - w fabryce w Burgundii krzesła Tolix, w wielu modelach i kolorach, powstają do dziś.
A ja wpisuję Tolix na moją listę must have. 


zdjęcia: ploneres.pl, bolina.no, villandie.blogspot.no, i niezastąpiony pinterest.







piątek, 11 października 2013

Piątunio.


Tyle się działo w tym tygodniu i tyle będzie się działo w ten weekend, że wpadam tylko życzyć Wam cu-do-wne-go weekendu.
Mój będzie - jutro ślub mojej przyjaciółki z lat młodzieńczych. 
Wracam w niedzielę z pewnym boskim krzesłem.


źródło: Pinterest

 


niedziela, 6 października 2013

KRZESŁA IKONY No 1. Thonet.

Na początek mojej serii  krzesłach bezdyskusyjny klasyk.
Thonet. Model 209 i 214.


Ikona wśród krzeseł.
Mnie kojarzy się z tancerkami kabaretowym i francuskimi kawiarenkami, mimo że pochodzi z Niemiec. Zawdzięczamy je Michaelowi Thonetowi, który w XIX w. udoskonalił technikę gięcia drewna.
Jednakże decydujący wpływ na sukces krzeseł miał jeszcze jeden aspekt - rewolucyjne rozwiązanie: w jednym pudełku o wymiarze 1 metra sześciennego mieściło się 36 krzeseł, które podróżowały zdemontowane i mogły być złożone na miejscu. Prekursor IKEI, hę?;)



Krzesła Thonet, mimo swojego klasycznego wyglądu, są uwielbiane przez projektantów i wykorzystywane w aranżacjach także bardzo nowoczesnych wnętrz. Ponadczasowa klasyka po prostu.





A mój ulubiony model i krzesło na liście do zdobycia, to nieco zwariowana wersja 214. Jak Wam się podoba? 




Z życzeniami bardzo pełnego równowagi tygodnia:





zdjęcia: artilleriet.se, bravosebastian.tumbrl.com, cocozy.com, mariaemb.blogspot.com, specadoc.com, vtwonen.nl, pinterest.com